Rano w sobotę zaczynał się konkurs, niestety autobus nam uciekł, więc dotarłyśmy na skocznię nieco spóźnione. Na dodatek padał deszcz, było wietrznie i zimno. Jednak humory nam dopisywały. Powiedziałabym, że zachowywałyśmy się jak na lekkim rauszu hehe. W miarę trwania zawodów rozpogodziło się i pojawiło więcej dzikich tłumów :D Pokazała się nawet Tiia, żona Aho z małym Mico i teściową. Robiłyśmy zdjęcia i miałyśmy jak zwykle nieustająca głupawkę. Vellu zaliczył upadek sierota jedna. Wygrał Janne Ahonen, za nim uplasowali się Boski Havu i Tami Kiuru.
Poczekałyśmy na Tommiego Nikunena, aż przyczłapie się z gniazda trenerskiego i poszliśmy na ploty. Newsem okazały się jego zaręczyny z niejaką Miią Lakkisto, modelką i .... finalistką konkursu Miss Suomi sprzed trzech lat. A poznali się 2 miesiące temu. Ściema jakaś. Jak się zaczęłyśmy dopytywać o szczegóły, Tommi oświadczył, że nie może narzekać. Z większym entuzjazmem opowiadał o polu golfowym opodal swego domu... Porażka.
Poruszone tymi wiadomościami, wsiadlyśmy w pociąg i przeniosłyśmy się do Kuopio. W niedzielę odwiedziłyśmy Puijo. Clio zacziągnęła mnie też do wariatkowa - i to piechotą, żebym zobaczyła, gdzie pracuje.
Następnego dnia wybrałyśmy się na treningi Norów, których Mika Kojonkoski przywiózł do swojego rodzinnego Kuopio. Obecni byli: obrażony Ber, Roar, straszny Lars, Sigurd, Andersik, Tomuś, Tommy i Anders Bardal.
Kiedy znudzilo sie nam gapienie na nich, wdrapałyśmy się na wzgórze Puijo, a po sfotografowaniu hoteliku Puijon Maja, wyżej na Puijon Torni. Widoczki piękne, całe Kuopio jak na dłoni, ale wiatr niemal nam głowy pourywał.
Wróciłyśmy więc w zacisze skoczni, gdzie na zeskoku w ramach rozgrzewki w nogę grali Finowie. Czekałyśmy na treningi, jednak te nieloty na grze w kopaninę poprzestali. Postali potem przed wyciągiem, pogadali i rozeszli się do domów. Co za leserzy.
Kiedy znudzilo sie nam gapienie na nich, wdrapałyśmy się na wzgórze Puijo, a po sfotografowaniu hoteliku Puijon Maja, wyżej na Puijon Torni. Widoczki piękne, całe Kuopio jak na dłoni, ale wiatr niemal nam głowy pourywał.
Wróciłyśmy więc w zacisze skoczni, gdzie na zeskoku w ramach rozgrzewki w nogę grali Finowie. Czekałyśmy na treningi, jednak te nieloty na grze w kopaninę poprzestali. Postali potem przed wyciągiem, pogadali i rozeszli się do domów. Co za leserzy.
Postanowiłyśmy z Clio wrócic do domu i urządzić jej spóźnioną imprezę urodzinową. Był więc i tort i dmuchanie świeczek. Wszystko jak należy :-)
We wtorek odbył się drugi konkurs z cyklu Veikkaus Tour. Clio zrobiła zdjęcia wszystkich zawodnikom, którzy wzięli udział w zawodach. Pierwsze miejsce zajął bożyszcze tłumów Janne Happonen zwany Boskim, drugie i trzecie należało do Norów, Roara i Andersika. Matti swoją nędzną 11 lokatę tłumaczył tym, że wieczorem już nie może haha (w przeciwieństwie do Lahti, chłopaki w Kuopio skakali pod wieczór). Tymczasem zaraz po zakończeniu konkursu Finy zapakowały się do aut i pojechały do Vuokatti, a my razem z nimi, Nory zaś do Kuusamo na obóz treningowy.
Vuokatti, nazwane kiedyś przez Szarana laboratorium skoków narciarskich (buhahahaha) to w gruncie rzeczy odludzie na zadupiu, ze skocznią K-90 w środku lasu. Jak łatwo się domyślić, podczas zawodów przybyły w tę głuszę naprawdę dzikie tłumy hehe - wszystkiego jakieś 20 osób. Usiadłyśmy sobie na z góry upatrzonym miejscu i patykiem napisałyśmy na ziemi MEDIA i miałyśmy straszną bekę z ludzi, który patrzyli na nas z politowaniem.
Wygrał Matti, który widać na pustkowiu jednak może. Zrobiłyśmy z nim wywiad, a nad każdym pytaniem dumał jakby pisał dotkorat co najmniej. Wtedy to wyznał nam, że w wolnym czasie lubi leżeć na kanapie i odtąd nazywałyśmy go Kanapowym. Potem umówione byłyśmy z Joonasem, który nas wystawił, ale zamiast niego przyszedł Vellu i bardzo miło spędziłyśmy z nim czas, a Clio zrobiła mu pranie mózgu, czyli psychoanalizę hehe.
Wygrał Matti, który widać na pustkowiu jednak może. Zrobiłyśmy z nim wywiad, a nad każdym pytaniem dumał jakby pisał dotkorat co najmniej. Wtedy to wyznał nam, że w wolnym czasie lubi leżeć na kanapie i odtąd nazywałyśmy go Kanapowym. Potem umówione byłyśmy z Joonasem, który nas wystawił, ale zamiast niego przyszedł Vellu i bardzo miło spędziłyśmy z nim czas, a Clio zrobiła mu pranie mózgu, czyli psychoanalizę hehe.
Następnego dnia postanowiłyśmy wprowadzić nasz plan wymyślony jeszcze w Kuopio, a mianowicie wybrać się do Kuusamo i to stopem. Ta podróż to był hardcore, a w szczególności pierwsze 50 km, musiałyśmy się bowiem wydostać z Vuokatti na przelotówkę na Kuusamo. A że Vuokatti to zadupie, to pierwszy odcinek do Ristijärvi zajął nam aż 4 godziny. Natomiast następne 250 km przebyłyśmy w ciągu 1,5 godziny. Po zakwaterowaniu poszłyśmy się poszwędać po mieście i coś zjeść. Zmarzłyśmy przy tym okrutnie, było aż 11 stopni - nie ma jak fińskie upalne lato.
Na szczęście następnego dnia było nieco cieplej, kiedy dotarłyśmy do Ruki słoneczko cieplutko przygrzewało. Na skoczni treningi mieli Polacy, Norów ani widu, ani słychu. Okazało się, że kiedy Mika dowiedział się, że zapowiadane są wichury, odwołał zgrupowanie w Ruce. Do towarzystwa pozostali nam nasi. Postanowiłyśmy korzystając z okazji zrobić wywiad z Adamem i nowym szkoleniowcem polskiej ekipy - Hannu Lepistö. Jeden i drugi wywiad wyszedł całkiem nieźle, Hannu co prawda sprawiał wrażenie jakby zapomniał przyjąć porannej pigułki na Alzheimera, ale i tak zapałałyśmy do niego ogromną sympatią. Połaziłyśmy jeszcze trochę po okolicy i postanowiłyśmy wracać do Kuopio. Oczywiście stopem, czyli hardcoru ciąg dalszy. Pan, który nas wiózł do Kuusamo, czyli zaledwie 25 km, zdążył mi się jednak oświadczyć, w tym krótkim czasie. Zaniemówiłam tak, że Clio musiała mnie ratować wyjaśnieniami, że ja chce chłopa ze stadem reniferów, a nie łosi, które to stado posiadał ten pan. Buhahahaha. Po wymeldowaniu z hotelu zabrałyśmy się z manatkami znowu szukać transportu.
Ktoś nas podwiózł kawałek, ale wysadził w szczerym polu. Autobus już żaden nie jechał tego dnia i wiedziałyśmy, że jeśli nikt nie nadjedzie i nas nie zabierze, będziemy musiały nocować pod gołym niebem. W końcu jednak zatrzymał się przemiły facet, który zawiózł nas do samego Kajaani i osobiście wysadził do autobusu jadącego do Kuopio. Około godziny 23 byłyśmy już u Clio w domu.
Na szczęście następnego dnia było nieco cieplej, kiedy dotarłyśmy do Ruki słoneczko cieplutko przygrzewało. Na skoczni treningi mieli Polacy, Norów ani widu, ani słychu. Okazało się, że kiedy Mika dowiedział się, że zapowiadane są wichury, odwołał zgrupowanie w Ruce. Do towarzystwa pozostali nam nasi. Postanowiłyśmy korzystając z okazji zrobić wywiad z Adamem i nowym szkoleniowcem polskiej ekipy - Hannu Lepistö. Jeden i drugi wywiad wyszedł całkiem nieźle, Hannu co prawda sprawiał wrażenie jakby zapomniał przyjąć porannej pigułki na Alzheimera, ale i tak zapałałyśmy do niego ogromną sympatią. Połaziłyśmy jeszcze trochę po okolicy i postanowiłyśmy wracać do Kuopio. Oczywiście stopem, czyli hardcoru ciąg dalszy. Pan, który nas wiózł do Kuusamo, czyli zaledwie 25 km, zdążył mi się jednak oświadczyć, w tym krótkim czasie. Zaniemówiłam tak, że Clio musiała mnie ratować wyjaśnieniami, że ja chce chłopa ze stadem reniferów, a nie łosi, które to stado posiadał ten pan. Buhahahaha. Po wymeldowaniu z hotelu zabrałyśmy się z manatkami znowu szukać transportu.
Ktoś nas podwiózł kawałek, ale wysadził w szczerym polu. Autobus już żaden nie jechał tego dnia i wiedziałyśmy, że jeśli nikt nie nadjedzie i nas nie zabierze, będziemy musiały nocować pod gołym niebem. W końcu jednak zatrzymał się przemiły facet, który zawiózł nas do samego Kajaani i osobiście wysadził do autobusu jadącego do Kuopio. Około godziny 23 byłyśmy już u Clio w domu.
Mój ostatni dzień pobytu w Finlandii poświęciłam na zwiedzanie miasta. Zaliczyłyśmy centrum Kuopio, a więc katedrę, park, muzeum, ratusz, Kauppa Halli, przystań + widoczki jeziora Kallavesi, oraz okolice uniwerka i szpitala uniwersyteckiego. A na koniec wylądowałyśmy oczywiście w Rosso. Następnego dnia wracałam już do Polski via Helsinki i Warszawę, planując już następną podróż :-)


































































Brak komentarzy:
Prześlij komentarz