wtorek, 31 maja 2011

WC Ruka 2008

Trzy miesiące po Letnich Grand-Prix w Zakopanem siedziałam w opóźnionym o parę godzin  samolocie do Stockholmu, gdzie czekali już na mnie Stawy i jego kolega Adam. Mało co, a nie zdążyłabym na prom do Turku. Co za hard-core. Potem na promie okazało się, że mamy oddzielne kajuty, ale wspólne z obcymi ludźmi. I tak ja byłam w kabinie z jakąś dziewuszką, a chłopaki z jakimiś dziwnymi typami. Postanowiliśmy więc większość czasu spędzić w barach. Niestety ja tam długo nie wytrzymałam – w każdym lokalu odbywał się konkurs karaoke z przebojami dla emerytów. Towarzystwo wiekowo również nie odbiegało od profilu muzycznego. Stawy z Adamem byli zachwyceni, zresztą znieczulili się odpowiednimi trunkami. Mnie nie chciało się jakoś wydawać kasy na imprezy dla rencistów i poszłam spać.

Rano już w Turku przesiedliśmy się z promu na pociąg do Kuopio, skąd po południu zgarnęła nas Clio. Następnego dnia o 8 dopchnęliśmy nogą nasze bagaże w tradycyjnie wypożyczonej Toyocie i wyruszyliśmy w podróż do Ruczki. Pogoda była w miarę, ale momentami nie było wiadomo gdzie właściwie jest droga, tak wszystko było zasypane. A wyprzedzanie traktora odbywało się zupełnie po omacku, tak się kurzyło i śnieżyło. Chłopaki jęczeli, że chcą renifera, my z Clio modliłyśmy się po ostatniej przygodzie, żeby nie widzieć już żadnych renów, no chyba, że na talerzu hehe. Zrobiliśmy tradycyjny postój w moich włościach czyli z Jalonniemi i sesję zdjęciową wśród strachów na wróble w Suomussalmi. 




 W końcu dojechaliśmy do Ruki i zakwaterowaliśmy się w Heikkali. Poszliśmy potem brzegiem Talvijarvi, obok skoczni na górę do centrum, które nadal było placem budowy. Na środku placu wyrósł jakiś budynek pasujący tu ni w pięć, ni w dziewięć. Odebraliśmy akredytacje i zjedliśmy obiad w Koti Pizza. Potem odwiedziliśmy centrum handlowe i zrobiliśmy zakupy, niestety sklep Alko zamknięto chłopakom przed nosem, o co się niemal na nas obrazili. Potem usiłowali nabyć jakąś flaszkę w knajpie, ale ich pogoniono, obrażeni więc na dobre wrócili do hotelu, my zaś z Clio jeszcze się poszwendałyśmy po okolicy. Spotkałyśmy znajomych skoczków i trenerów, nawet Tommi Nikunen się pojawił i zaraz zniknął w hotelowym barze hehe. Vaciak powiedział, że kadra zakwaterowana jest nie w Rantasipi, ale z jakiś zadupiastych chatkach oddalonych od centrum o jakieś 3 km. Po miłej pogawędce miałyśmy pomysł, aby zrobić nalot Stanowi w Tropikach, ale okazało się, że nic już dziś tam nie jedzie, odpuściłyśmy więc to sobie i wróciłyśmy do Heikkali, wkręcając chłopaków, że już zaliczyłyśmy jedna zakrapianą imprezę i zaraz wybieramy się na drugą hehe.






W czwartek wygruziliśmy się dopiero o 11.30 na spotkanie z Vaciakiem i o dziwo nawet nie spóźniliśmy się na konferencję z Finami. Po tej konfie odbyła się kolejna z fińskimi kombinatorami norweskimi. Chłopaki gdzieś poszli, Clio pisała newsa, a ja postanowiłam porobić zdjęcia kombiciulom. 





Było o wiele sympatyczniej, ponieważ kombinatorzy nie są tak oblegani przez dziennikarzy jak skoczkowie i jeszcze im się w d***ch nie poprzewracało. Wpadł mi przy tym w oko jeden z nich, vice versa zresztą. Po konferencji dostałam bowiem maila na fejsie od brata Assiego Koivuranty, Anttiego, w którym wypytywał mnie dokładnie gdzie teraz jestem i jakie mam plany na wieczór. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o kogo chodzi, do momentu kiedy poszliśmy na skoki i pojawił się tam też jeden z kombinatorów, ten właśnie, który mi się spodobał hehe. Kręciliśmy na naokoło siebie i generalnie miałam straszliwą bekę, widząc jak ten biedak się męczy, próbując coś zrobić czy zagadać. Nie dość, że rak (jak zwykle) to jeszcze dzieciuch jak dla mnie. Ale uroczy był, czekał całe treningi i kwalifikacje do samego końca. A myśmy z Clio jeszcze zostały, aż nikogo już nie było, tylko my i ten biedny kombiciul. Potem przyszedł Matti i poszliśmy, a on sam za nami. Aż mi go żal było i Clio ciągle mówiła, żebym zagadała, bo on nieśmiały widać. Następnego dnia Antti znowu mnie podpytywał co, gdzie i kiedy, a potem pojawiał się mój adorator. Bardzo to było miłe, zwarzywszy, że osoba, z która byłam umówiona w Kuopio wystawiła mnie, co zakończyło nasz krótki romans. No ale pojawił się kolejny Fin, więc czym się martwić? 




Wracając tymczasem to konferencji, po Kombinatorach odbyła się konferencja FIS-owska z top 3 z zeszłego sezonu + Walter Hofer, który zaprosił nas na jakąś specjalna VIP-owska imprezę w restauracji na skoczni. Clio zaciągnęła nas wszystkich obiad do Rantasipi, potem wróciliśmy do Media Center żeby się przebrać w coś ciepłego i na skocznię. Spotkałyśmy w końcu Stana, który nareszcie dojechał i Riku Riihilahti, który roił się jak zwykle. Na kwalifikacjach pojawił się Aho, który choć skończył karierę, zjawił się na inauguracji sezonu jako komentator MTV3. Po skokach wróciłyśmy jako ostatnie o czym już wspomniałam. W M.C. wyżaliłyśmy się Stanowi, że nie udało się nam umówić na wywiad z Wernerem Schusterem, ja poprzeżywałam mój nowy „romans” hehe i poszłyśmy do hotelu spać po długim i pełnym wrażeń dniu.





W piątek budzimy się, a za oknem zamieć śnieżna i jak tu skakać w takich warunkach. No ale póki co wybrałyśmy się na tą imprezę FIS-owską, na którą zaprosił nas Walter do VIP-owskiej restauracji Ravintoli Sudenpesä pod skocznią. Okazało się, że była to prezentacja Berkutschi dołączającej do grona sponsorów FIS. W knajpie wszystko było stylizowane na lapoński styl, ognisko na środku, a jeśli chodzi o gości, sami faceci. Kazano się nam wpisać na listę przy wejściu, obdarowano nas podarkami w postaci czapki i pendriva z logo nowego sponsora. Ze znajomych pojawili się oczywiście Walter, Miran, CBB, Jurgen, Matiaz Zupan, Goldi, który się chyba klonował, bo był dosłownie wszędzie oraz masa jakiś działaczy itp. Dostałyśmy żarełko i popitkę i się zaczęło trykanie, na dodatek po szkoplandzku bleee. Urwałyśmy się  stamtąd na spotkanie z Niemim i Larinto. Niestety okazało się, że wypadł im jakiś trening i musieli odwołać nasz wywiad. Postanowiliśmy zatem coś zjeść, tym razem w restauracji przy sklepie z pamiątkami. Clio zamówiła lapinukonkeitto, czyli zupę z lapońskiego dziada, a ja renifera. Później popędziliśmy na skoki. Na początku drużynówka przebiegała bez problemów, ale podczas trzeciej kolejki warunki gwałtownie się zmieniły. Koniec końców konkurs odwołano, a my się tylko namarzliśmy niepotrzebnie.












W niedzielę poszłam na konkurs skoków kombi hehe. Clio siedziała w media, Adam został w hotelu – biedak miał dość po wczorajszym, a Stawy w ogóle się gdzieś zapodział. Po obiadku Clio i Stawy poszli na skoki, a ja postanowiłam posiedzieć w media i pójść dopiero na zawody olewając serię próbną. Zaraz miała zresztą odbyć się konferencja kombinatorów, więc czekałam na mojego Fina w media, gdy tymczasem ten czekał na mnie na serii próbnej na skokach hehe. 








Wszyscy spotkaliśmy się dopiero na zawodach, najpierw indywidualnych, a następnie drużynowych przeniesionych z wczoraj. Top 3 pierwszego konkursu to: 1. Simi, 2. Wolfi Loitzl, 3. Schlieri-Coś-Tam, jak nazywa go Matti heeh, który po wielce obiecujących skokach w kwalifikacjach zajął ostatnie 50-te miejsce zaliczając najkrótszy skok konkursu. 







Drużynówka okazała się o niebo ciekawsza, może dlatego, że te niedojdy Finy wzięły się jakoś w garść i włączyli do rywalizacji. Szli łeb w łeb z Autami i wszystko miało się rozegrać pomiędzy Mattim a Morgim. Matti się wcześniej nie popisał, ale tym razem przywalił dla odmiany najdłuższy skok konkursu i Finowie wygrali zawody przed Autami i Niemcami. Potem była oczywiście konferencja, gdzie Finów reprezentował Larinto. 














Szybko się zmyliśmy, żeby wyszykować się na bankiet do Tropików. Pojechaliśmy samochodem i mogliśmy teoretycznie siedzieć do bólu, lecz oprócz dobrego jedzenia nie było żadnych atrakcji, ani znajomych – Stan pojechał już do Rovaniemi, gdzie skoro świt miał samolot. 




Wróciliśmy więc dość wcześnie i poszliśmy spać, albowiem rano poszłam na skoki kombinatorów, które zaczynały się o 9. Reszta jeszcze smacznie spała kiedy się wymknęłam. Niestety nadal wiało i konkurs definitywnie odwołano. Wróciłam więc zmarznięta, spakowałam się i pojechaliśmy w drogę powrotna do Kuopio. Natknęliśmy się przy tym zarówno na renifery, jak i na stado czegoś renopodobnego, wilka nie licząc. Stawy i Adam byli wniebowzięci. W Kuopio była odwilż i lekko padało, lecz chłopaki i tak polecieli na miasto, gdzie wdali się w bójkę z jakimiś fińskimi menelami hehe.




W poniedziałek Clio poszła już do pracy, a ja zabrałam towarzystwo na Puijo oraz do centrum. Wieczór spędziliśmy wesoło w Rosso. We wtorek około południa pojechaliśmy do Turku, skąd mieliśmy samolot do Trójmiasta. W Turku miałam się spotkać z jednym znajomym tam mieszkającym, ale kiedy się zjawił na lotnisku, ja byłam już po odprawie i niestety minęliśmy się. W Gdańsku wsiadłam w samochód i wróciłam do domu, a chłopaki nocnym pociągiem pojechali do Warszawy. I tak skończyła się kolejna przygoda ze skokami.

Galeria